wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział XXII

~~perspektywa Niny ~~
Westchnęłam. Odłożyłam książkę na stolik obok łóżka. Ile razy mogę czytać to samo ? Godziny dłużyły się niemiłosiernie . Chciałam już stąd wyjść i wrócić do domu . Przebiegł mnie dreszcz. A no tak - jest jeszcze Johnny. Jak mógł być takim dupkiem żeby nachodzić Vicky. Czy on jest naprawdę tak głupi i myśli,że do niego wrócę po tym jak pukał się z moją przyjaciółką ?
Przekręciłam się na bok . Wszyscy na sali już spali. Pewnie minęła już północ. Nie mogłam zasnąć. Może to przez kroplówkę ,która wywoływała we mnie odruch wymiotny ilekroć na nią spojrzałam. Nie cierpiałam szpitali. Zastrzyków, igieł. Rodzice kiedyś chcieli bym została lekarzem,ale chyba bym tego nie wytrzymała. Zwierzęta nie robiły na mnie takiego wrażenia. Wybrałam weterynarię bo chciałam pomagać, a wymioty na sali operacyjnej wykluczały mnie w ludzkiej służbie zdrowia.
Poprawiłam kołdrę. Teraz wystawał tylko czubek mojej głowy . Nie było mi zimno . Chciałam się schować. Wiem, warstwa pościeli przed niczym mnie nie ochroni ,ale to już taki dziecięcy odruch. Czułam się taka bezbronna. Samotna.
Po policzku spłynęła łza. Sprawdziłam ,czy  wszyscy śpią i gdy miałam stu procentową pewność ,że nikt nie mnie nie usłyszy, rozpłakałam się na dobre. Chciałam sobie ulżyć. Wyrzucić z siebie to wszystko. Nie obchodziło mnie,że to nic nie da, nic nie zmieni. Po Londynie nadal będzie grasował mój były chłopak,moje przyjaciółki będą nadal szczęśliwe a ja nadal będę sama. 
Zasłużyłam na to. Jak mogę liczyć,że ktoś będzie w stanie wytrzymać z zimną, sarkastyczną psychopatką . Żebym chociaż ładna była , bo takim to się nawet największą wredotę wybacza. A ja ? Jestem tym dowodem,że można stworzyć coś kompletnie bez sensu, możliwości i zalet. Jestem dnem,niezależnie co zrobię.
Po kilku godzinach musiałam wykopać się z bezpiecznej kryjówki . Zaschło mi w gardle i skończyły mi się łzy. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła czwarta. Wypiłam wodę,która stała na mojej szafce nocnej. Odstawiając szklankę ,zahaczyłam ręką o kartkę papieru i kilka ołówków. Pewnie któraś z dziewczyn mi je zostawiła licząc,że nie będę się nudzić jak porysuję . Nagle wpadł mi do głowy pomysł. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Wzięłam ołówek i kartkę ,którą położyłam na kolanach,wcześniej wciskając pod nią książkę. Chwilę kreśliłam słowa po papierze . Potem podniosłam głowę bu obejrzeć swoje dzieło. Przeczytałam cicho .
- Od dzisiaj przysięgam nigdy więcej nie być pozbawioną uczuć idiotką . Od dzisiaj jestem człowiekiem cieszącym się z najmniejszych durnot , każdej pierdoły. Mam by przyjazną otoczeniu istotą ,tryskającą pozytywną energią osobą . Wyłączam rozum a włączam uczucia.
Złożyłam kartkę na pół i wcisnęłam pod poduszkę. Ułożyłam się wygodnie . Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam losową piosenkę. Mój umysł zalały kojące dźwięki. Zorientowałam się ,że to piosenka zespołu U2, "One". Wsłuchując się w słowa po niespełna kilku minutach zmorzył mnie sen. 
  Obudziłam się parę godzin później. Po dokładnym badaniu i wypytaniu mnie o wszystkie najmniejsze szczegóły dotyczące mojego samopoczucia lekarz stwierdził,że mogę jechać do domu. Przebrałam się w swoje ubrania ,pamiętając o zabraniu swojej kartki spod poduszki ,opuściłam szpital. Zamówiłam taksówkę i po kilkunastu minutach byłam pod drzwiami. Dom był całkiem pusty. Na lodówce wisiała mała karteczka skierowana do mnie od dziewczyn. Pisały,że lekarz zadzwonił do nich i strasznie im głupio,ale musiały wyjść do pracy.
Rozejrzałam się po kuchni. Przez kilka dni nagromadziło się sporo naczyń do zmywania. Rzuciłam okiem na salon.
- Trzeba to ogarnąć - powiedziałam do Holmes'a ,który łasił się do mnie od progu.
Rzeczywiście do południa sprzątnęłam wszystkie pokoje. Zadowolona zeszłam na dół . Pomyślałam,że mogę zrobić porządny obiad. Ile można wyżyć na chińszczyźnie i pizzy? Nie miałam pojęcia co zaserwować. Zastanowiłam się co sama lubię jeść .Włoska kuchnia. Na samą myśl pociekła mi ślinka.
- Co powiesz na tradycyjne spaghetti bolognese ? - zapytałam labradora 
Pies jakby w odpowiedzi oblizał pysk. Uśmiechnęłam się i wzięłam się do roboty.
Dawno nic nie gotowałam więc wyszłam z wprawy. Zajęło mi to więcej czasu niż zwykle ale ostatecznie byłam zadowolona z efektu końcowego.Nakryłam do stołu i otworzyłam wino.Kiedy byłam w trakcie nakładania parującego makaronu na talerze ,wróciły dziewczyny .
- Nina ! - krzyknęły chórem i rzuciły się by mnie wyściskać.
- A co tak ładnie pachnie ? - zapytała Eve 
- Spaghetti .Sama robiłam.Siadajcie zanim wystygnie - powiedziałam polewając wino do kieliszków.
-Ok,kim jesteś i co zrobiłaś z naszą Niną ? -spytała Kaja 
- Nic .-uśmiechnęłam się - Nie mogę od czasu do czasu zrobić czegoś dla przyjaciółek ?
Siadłyśmy do stołu ,a dziewczyny wymieniły porozumiewawcze spojrzenia. Odwróciłam się i włączyłam pilotem muzykę.
- Muse ? -zgadywała Vicky 
- Dokładnie - powiedziałam .
- No przynajmniej gust muzyczny ci się nie zmienił - zażartowała Kaja .
Zaśmiałyśmy się.Zapadła cisza -nie licząc muzyki - a wszyscy zajęli się jedzeniem.
- To jest genialne !- krzyknęła Eve 
-Dziękuję - odparłam uprzejmie.
- Nie wiedziałam ,że potrafisz gotować - powiedziała Vicky ,popijając wino i uważnie mnie lustrując.
- Wiesz, ja też nie wiedziałam - zażartowałam.
Ponownie wybuchnęłyśmy śmiechem a potem rozmowa przeszła na inne tory. Dziewczyny opowiadały o pracy ,Vicky o swoim nowym chłopaku . Słuchałam popijając co jakiś czas z kieliszka. Kaja przytoczyła śmieszną przygodę z działu z koszulami, a Eve streściła kazanie jakie jej udzielił szef po tym jak nakrył ją na wyjadaniu ciastek dla klientów. Gdy wszystkie talerze były puste posprzątałam ze stołu.Dziewczyny przeniosły się do salonu i zaczęły ponownie zamęczać Vicky pytaniami o chłopaków.W drodze pod prysznic wyłapałam chyba swoje imię ,ale nie przejęłam się tym. Dziesięć minut później wyszłam już z pokoju czysta i przebrana. Siadłam na kanapie i zaczęłam się przysłuchiwać ich rozmowie.
-Jakieś plany ? - zapytałam
- Ja jestem umówiona z Zayn'em - odpowiedziała Vicky.Miałam wrażenie ,że lekko się zarumieniła.
- Mam wypad na pizzę z pracy w ramach integracji zespołu - powiedziała Eve .
- Jeszcze nie mam planów ,ale chyba skoczę na siłkę ,albo pobiegać .Jak to drugie to mogę wziąć Holmes'a Kaja podrapała za uchem labradora.
- A ty  ? - spytała Vicky 
- Nie wiem. Zdjęli mi gips,cierpię na nadmiar wolnego czasu więc chyba skoczę do swojej drugiej pracy skoro z pierwszej mnie wylali - przyznałam
- To ty masz dwie prace ? Sorry -miałaś ?
- No , na tygodniu jedną a na weekend drugą.Teraz to bez znaczenia bo mam jedną na cały czas.
- A co robisz jeśli łaskaw wiedzieć ? 
- Zajeżdżam konie w pobliskiej stajni . Mają hodowle i potrzebowali kogoś do pracy z końmi.No wiecie - kogoś kto je tego wszystkiego nauczy .
- Czy ja dobrze rozumiem - zaczęła Vicky - jeździsz sobie na dzikich,niezajeżdżonych koniach i nic ci nie jest a jak raz grzmotniesz jednego dupka to od razu łamiesz rękę ?!
Wybuchnęłyśmy śmiechem i długo nie mogłyśmy przestać.Nagle blondynka zerknęła na zegarek.
- Muszę spadać !-krzyknęła i wystrzeliła jak torpeda.
Spojrzałyśmy na siebie i przez kolejne dwadzieścia minut zwijałyśmy się ze śmiechu. W końcu Kaja wstała.
- Ja też będę lecieć .Holmes idziemy ?
Pobiegła tylko się przebrać w dres i po chwili trzasnęły drzwi. Zostałam sama z Eve .
- A ty nie musisz iść ? -zapytałam 
- Nie. Chyba nie 
- Jest za piętnaście.
- Cholera !- zerwała się i bez słowa wybiegła z domu. 
Poszłam na górę ,wzięłam torbę i wyszłam na dwór. Ucieszyłam się gdy w  garażu zastałam swój motor. Koniec z taksówkami. Wsiadłam ,odpaliłam pojazd i ruszyłam na przedmieścia. Domy zaczłęy ustępować zieleni wszelkiego rodzaju . Po chwili moim oczom ukazały się zabudowania stajni.Zjechałam z główniej drogi pomiędzy pastwiska.Zobaczyłam konie pasące się na trawie. Podniosły głowy jakby mnie pamiętały .
Zaparkowałam motor i poszłam się przywitać. Właściciel ucieszył się na mój widok i od razu przydzielił mi pracę. Byłam wdzięczna ,że mnie nie skreślił mimo mojej długiej nieobecności.Przebrałam się i weszłam do stajni. Wzięłam głęboki wdech. Tego mi brakowało . Uwielbiałam ten zapach .
Jak się jednak okazało najbardziej tęskniłam za jazdą na koniu . Sprawiało mi to taką radość jak nic innego. Nie przeszkadzały mi żadne porażki i trudności. Delektowałam się każdą sekundą.Po jeździe na sześciu koniach ,wyląrzowaniu czterech i po sprowadzeniu źrebaków z padoków byłam padnięta. Wolałam nie myśleć o zakwasach jakie będę miała następnego dnia. Siadłam przy jednym z boksów i zaczęłam jeść jabłko.
- To jest to - uśmiechnęłam się do konia ,który był wyraźnie zainteresowany moją przekąską. - Wszystko już będzie dobrze.
Tak, chciałoby się ...
_______________________________________________________________
Hejka, przeszedł mi mój foch. Ale teraz będę was szantażować. Albo będzie chociaż jeden komentarz pod tym rozdziałem, albo czekacie cierpliwie na Ninę, która ma słaby dostęp do neta. Ludzie ! Jest ponad 800 wyświetleń (za które bardzo dziękujemy) ale komentarzy żadnych. Pliiiis chociaż jeden.

1 komentarz:

  1. Dzień dobry!!!!
    Zapraszam na już TRZECI (!) rozdział na moim blogu!
    your-sooong.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń